22 stycznia 2018

Pierwszy

Przygotowywał się do strzału.
Jego cel aktualnie znajdywał się na balu wraz z innymi szychami podziemnego świata.
Cel nazywał się Armin Mendley.
Był to wysoki i wysportowany mężczyzna o krótkich, brązowych włosach i szarych oczach w wieku czterdziestu lat. Był on dealerem narkotyków, jednym z tych większych.
Niczym by się nie wyróżniał z tłumu, gdyby nie długa blizna, która zaczynała się na oku, a kończyła na lewym kąciku ust.
To tylko ułatwiało zidentyfikowanie celu.
Zaczął on poszerzać swoje wpływy poprzez zatrudnianie mniejszych dealerów, co niekoniecznie się podobało innym osobom w tej branży, dlatego też musiał zniknąć.
Jednak ta informacja interesowała Amadeusa najmniej. Ta druga, dużo ważniejsza informacja była tą, która go tu przyciągnęła na pierwszym miejscu.
Mendley był Kolekcjonerem.
Zlecał Łowcom polowanie na magiczne stworzenia, po czym wypchane ustawiał sobie w salonie.
Nie podobało się to Amadeusowi. Jednak jeszcze bardziej mu się nie podobał fakt, iż Mendley miał anielskie skrzydła powieszone w sypialni nad łóżkiem.
Przyłożył oko do celownika.
— Gotowy do strzału? — zapytał Lucyfer przez mały mikrofon, który miał przyczepiony do garnituru.
Lucyfer wmieszał się w tłum zaproszonych gości niemalże na samym początku balu i zbierał informacje o kolejnych ruchach Łowców i Kolekcjonerów.
— Jasne, jednak zejdź mi z linii strzału, idioto.
— Dobra już dobra, bez spiny... — ale posłusznie się odsunął.
Amadeus westchnął cierpiętniczo, po czym wymierzył i strzelił. Kiedy kula trafiła w cel, nagle nastała panika na przyjęciu i Lucyfer skorzystał z zamieszania, aby szybko się ewakuować.
Zanim jednak jeszcze Amadeus zdjął oko z lufy, zauważył że w niemal tym samym momencie, gdy jego pocisk trafił w cel, inna kula również w niego trafiła. Jednak Amadeus mógł nad tym zastanowić się później, gdyż musiał teraz szybko pozbyć się dowodów,że był w tym miejscu i udać się na umówione miejsce, gdzie miał spotkać się z bratem.
Lucyfer był bardzo przystojnym mężczyzną o jasnych oczach i czarnych włosach sięgających do połowy pleców, a na jego twarzy błąkał się zawadiacki uśmiech.
— Niezły strzał, Amadeusie.
— Dzięki. Jednakże wygląda na to, że nie tylko my zainteresowaliśmy się Medley'em.
— Och?
— Zanim mój pocisk trafił w cel, pojawiła się inna kula, która trafiła go w niemalże tym samym momencie co moja. Cóż, nieważne. Czego się dowiedziałeś?
— Kilkoro Kolekcjonerów oraz Łowcy Czarnej Pantery mają się spotkać za tydzień w Los Angeles, żeby omówić szczegóły polowania na kitsune. Szczególnie cenny jest ten nastoletni z sześcioma ogonami.
W tym momencie Amadeus zobaczył coś fioletowego. W ułamku sekundy ruszył w stronę tego koloru i przygwoździł do ziemi. Lucyfer, widząc jego ruch niemalże w tym samym momencie poszedł za nim.
Okazało się po chwili, że powalili drobną kobietę o długich fioletowych włosach i niebieskich oczach.
— Ojej, złapaliście mnie, i co ja teraz biedna pocznę — powiedziała, jakby się z nimi droczyła.
— Ile wiesz? — odezwał się Lucyfer.
— Dużo. Ukończyłam Oxford z wyróżnieniem, pisane jest mi wiedzieć wiele.
Zapadła chwila ciszy.
Amadeus już chciał rzucić sarkazmem w stronę Lucyfera, ale powstrzymał się. Nie było to miejsce, ani chwila, żeby zacząć wymienianie ripost z bratem.
Na to przyjdzie jeszcze czas.
— Więc, który z was wystrzelił drugą kulę? Przyznaję, niezły strzał.
— To byłbym ja — odezwał się Amadeus.
,,Tamten gałgan by krowy z dziesięciu metrów nie ustrzelił." — pomyślał.
— Ale w każdym bądź razie, punkt idzie do mnie. Zastrzeliłam go pierwsza — kobieta mrugnęła okiem. Więc wybieracie się na licytację w przyszłym tygodniu? Co za zbieg okoliczności, ja również się tam wybieram.
Amadeus uniósł brew.
— Czyżby?
— Ach tak. Powiedzmy, że jednemu z moich pracodawców nie podoba się praca Łowców ani troszeczkę, więc regularnie zleca mi... Pozbywanie się tego problemu, Aniołku.
Amadeus zaczął bacznie przyglądać się kobiecie. Skąd ona wiedziała, że jest Aniołem?
Przy próbie przesondowania jej umysłu natrafił na jakąś barierę. Co prawda mógł czytać jej aktualne myśli, ale zniechęcił się szybko, gdy okazało się, że recytuje w myślach encyklopedię powszechną. Jak ona mogła w ogóle coś takiego zapamiętać?
Nie zmieniało to jednak faktu, że jej wiedza i wspomnienia są przed nim ukryte.
— Równocześnie piękna i mordercza. Interesujące.
— Przestań z nią flirtować. Nie mamy na to czasu — syknął Anioł.
— Skoro tak mówisz.
Amadeusowi nagle przyszło na myśl, że ta kobieta mogłaby w tym czasie zabić ich przynajmniej trzy razy, a jednak tego nie zrobiła.
Ponownie na nią spojrzał. Wydawała się cierpliwie czekać, aż Amadeus i Lucyfer zaprzestaną swej wymiany zdań, podczas gdy ona oglądała gwiazdy przez niewielką przestrzeń pomiędzy koronami drzew.
Jednakże kiedy się przyjrzał bliżej, to zauważył, że jej oczy były o kilka odcieni ciemniejsze niż na początku.
Czyżby się z kimś komunikowała? Ociemnione oczy na to wskazywały, gdyż magiczna komunikacja powodowała takie zjawisko.
Chwila...
Amadeus mógłby przysiąc, że kobieta jest człowiekiem, a wśród nich magowie są niemalże rodzajem wymarłym. Obecnie na Ziemi jest ich około stu pięćdziesięciu, a z roku na rok liczba ta maleje, co spowodowało, że magia, magiczne stworzenia i temu podobne stały się zaledwie legendami i mitami wśród ludzi.
Czyżby ona była jedną z magiń?
To, albo zwyczajnie znała kogoś, niekoniecznie człowieka, kto mógłby się komunikować z nią w ten sposób.
Jednakże wtedy rodziło się inne pytanie — kogo ona w takim razie znała?
Wspominała coś o swojej pracodawczyni wcześniej. Może to byłaby ona? Co prawda niewiele to mu mówiło, poza tym że była ona kobietą, była szefem tej tu dziewczyny i że miała jakieś powiązania z rodzajem magicznym, skoro praca Łowców i Kolekcjonerów ,,nie bardzo jej się podoba".
— Czekaj no chwilę — nagle odezwał się Lucyfer. —  Nie jesteś przypadkiem Magica Nigra? Ponoć córka Paury Viento, szefa jednej z bardziej wpływowych mafii w Hiszpanii?
— Oho? A nawet jeśli, to co w związku z tym?
— Fioletowe długie włosy, niebieskie oczy, śliczna buźka, gdybyśmy nie wiedzieli, że to ty postrzeliłaś Medley'a to bym mógł przysiąc, że jesteś niewinna jak mały kociak. Pasujesz pod wszystko. Ama, puszczajmy ją, nie chcemy wkurzać jej tatusia.
Mężczyzna zmierzył jeszcze raz Nigrę spojrzeniem, po czym powiedział do brata:
— Mam nadzieję że wiesz, co robisz — i ją puścił.
Lucyfer zrobił to samo, mówiąc:
— Słuchaj, już lepiej zginąć z jej rąk, bo przynajmniej nie będziemy długo cierpieć, a z tego co słyszałem o Paurze Viento i o tym, co zrobił z ludźmi, którzy choćby spróbowali coś jej zrobić... Ama, naprawdę nie chcę czuć tego na własnej skórze.
— Domyślam się że się z tobą zgadzam. Co nie zmienia faktu, że jak już puszczamy ją wolno to lepiej się zbierać. Za długo tu sterczymy, a ja jeszcze nie zarezerwowałem lotu na jutro — powiedział, po czym puścił kobietę. Nigra usiadła i rozciągnęła się, po czym pomasowała swoje nadgarstki, które były lekko zaczerwienione.
— Ach, od razu lepiej. Krążenie już mi prawie wróciło.
— Tylko się nie skarż, słonko, było się nie zakradać — rzekł Lucyfer.
— Ja? Zakradać? Przecież tylko przechodziłam, a wy się na mnie rzuciliście. To miejsce publiczne, mam prawo po nim chodzić.
— Gdybym nie wiedział, kim jesteś, to może nawet bym uwierzył.
Po czym cała trójka wstała i rozeszła się w swoje strony, przy czym Nigra wygwizdywała pod nosem jakąś wesołą melodię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Darka3363 Google+